Dzisiaj się uzewnętrzniam. Draka na całego. Ja zakręcona wariatka, optymistko-realistka z wyboru, mówiąca i czasami pisząca o motywacji oraz innych bajerach szmerach, zawiodłam ostatnio siebie. Tak – siebie. Zdemotywowałam się totalnie.
Nie wiem czy wszystkie baby tak mają, ale ja uwielbiam zmiany. Lubię kiedy coś się dzieje, nakręca, zmienia na lepsze niczym niekończąca się płyta z coraz lepszymi piosenkami. Wtedy, kiedy mam masę zajęć jestem mega zorganizowana i zadowolniona na maksa. Nie to, żebym aktualnie się nudziła. Wróć, z małym dzieckiem i dodatkowymi obowiązkami w tle nie sposób się nudzić. 😉 W tym cały jest ambaras, że mam ostatnimi czasy za mało bodźców z zewnątrz. Za mało kopniaków, samonakręcających się zadań i szczerych uśmiechów. Małż nie chce mnie kopać a już o porządnym kopniaku jak stąd do księżyca nie chce nawet słyszeć. 😀 Nie wiem jak jest u Ciebie z motywacją, ale w moim nieuleczalnym przypadku na małe dołki-dołeczki pomaga ostatnio kawa na rozpęd, garść uczty dla podniebienia, powiew świeżości, małe rzeczy (uśmiech, spacer, kwiaty, dobre słowo, nowy długopis i inne szczęśliwe drobnostki) lub szczypta inspiracji.
Niedługo nasza córka skończy rok. Już rok! Dopiero pamiętam jak mała kruszynka, taka tyci mini drobinka przyszła na świat. Czas pędzi z prędkością błyskawicy i nie chce zatrzymać się nawet na sekundę. Hejże babo, na temat! Dlaczego się zdemotywowałam? Otóż zorientowałam się, że jestem w niedoczasie z moimi planami, organizacją przestrzeni a na dodatek nie wracam po ,,urlopie” macierzyńskim do pracy. Prawdopodobnie zawitam w gronie pracujących pracusiów etatowych dopiero za rok. Taka karma. Z jednej strony skaczę do góry w dzikiej radości z powodu dodatkowego roku z moją małą dziewczynką. Z drugiej zaś chciałabym ponownie wskoczyć w rytm i wir pracy.
Już zdążyłam wystarczająco dobrze poznać drzemiącą we mnie dziką trzydziestkę z plusem i doskonale wiem, kiedy powinnam przystopować z niektórymi GE-NIA-LNY-MI pomysłami. Kiedy mam za mało zajęć – w głowie lęgną się różne scenariusze. Najczęściej dotyczą zmian w otoczeniu. Ściślej – w najbliższym otoczeniu. Mowa tutaj w szczególności o zmianach wnętrzarskich, które kocham i ubóstwiam! Hihi 😀 Natomiast A. już niekoniecznie. 😉 Lepszym złem są generalne porządki i wyrzucanie niepotrzebnych rzeczy. Minimalizm jest w cenie a gratów, najczęściej szmatek zawsze o kilka, kilkanaście czy też kilkadziesiąt za dużo. Ten temat poruszę jak już wróci uciekająca, wagarująca i babrająca się w błocie koleżanka wena. Teraz jest na etapie zrywów i porywów, nagłych przypływów i odpływów. Sterta zaczętych tekstów. Całodzienna bieganina rządzi.
Czy jest ktoś tutaj – taki duży albo mały – kto odwiedzie mnie od kilku iście mistrzowskich pomysłów wyssanych z małego palca u prawej ręki bądź też środkowego palca gołej stopy? Już majaczę. Idę spać. Może obudzisz mnie i powiesz, że to był tylko sen. 🙂 I znowu będę biegać w podskokach!
Zdarzają Ci się chwile przestoju i wracasz ze zdwojoną siłą? Może też napędza Cię do działania solidna dawka zajęć, obowiązków lub małe rzeczy? KLIK
Ściskam, Sylwia